wtorek, 28 sierpnia 2012

Rozdział 1

MUZYKA

Nazywam się Eleonora Syel. Mam 16 lat, mieszkam w Elvv, w środkowej Europie. Nie  chodzę do szkoły, naukę uznaję za rzecz niepotrzebną. Jestem inteligenta,ale nieuczciwa. Religia w moim mniemaniu jest rzeczą względną, kto wierzy, ten wierzy. Sprawy materialne nie mają dla mnie znaczenia. Mogę żyć w biedzie albo kąpać się w bogactwie- nie interesuje mnie to. Obojętność jest najlepszą ze wszystkich moich cech.
Moja rodzina jest innego zdania. Według nich nic nie znaczę dla otaczającego świata, dlatego zaraz po porodzie oddali mnie do sierocińca. Stamtąd trafiłam do rodziny Amaterasu. Od zawsze wiedziałam, że jestem adoptowana i, szczerze mówiąc, niezbyt mnie to obchodziło. Stałam się marionetką losu i było mi z tym dobrze. Nie miałam najgorszego życia. Niczego mi nie brakowało, ale też nie byłam rozpieszczana.
W wieku 15 lat uciekłam z domu. Bez przyczyny. Po prostu uciekłam. Udałam się do Iraku jako pasażer na gapę pewnego chevroleta. Ze sobą zabrałam tylko bieliznę na zmianę i szczoteczkę do zębów z pastą. Wzięłam je tylko dlatego, iż myślałam, że przydadzą mi się najbardziej. W Mosulu opuściłam darmową podwózkę i udałam się w swoją stronę. Tam, gdzie nogi mnie poniosły. Pech chciał, że na swojej drodze spotkałam tamtejszego żołnierza. Bardzo mu się spodobałam.
Zgwałcił mnie. Gdy siłą zaciągnął moje ciało w ciemny zaułek, gdzie nikt mu nie przeszkadzał, rozebrał mnie, zrobił swoje i odszedł, splunąwszy mi prosto w twarz.  Nie przejęłam się tym. Nie dało mi to żadnej przyjemności ani nie wzbudziło we mnie obrzydzenia. Po prostu miałam to gdzieś.
Pozbierałam swoje rzeczy i wrzuciłam do śmietnika, który oddalony był od zaułka jakieś 70 metrów za zakrętem. Tak więc te 70 metrów drogi pokonałam całkowicie nagusieńka. Zobaczyło mnie parę osób, a po ich minach mogłam wnioskować, że byli niemało zdziwieni. Potem wróciłam z powrotem w to samo miejsce.
Wtedy po raz pierwszy od kilku lat skorzystałam ze swojej mocy. Jakiej, powiadacie? Cóż, moja specjalność jest dosyć osobliwa. Wszystko, czego zapragnę, po prostu się materializuje. Problem jedynie w tym, że ja bardzo rzadko czegoś pragnę. A kiedy się to już zdarza, biada mi! Dostaję wtedy nudności i wymiotuję tak długo, aż zwrócę kawałki kości. Tak, kości. Nie mam pojęcia jak to możliwe, ale, do jasnej anielki! Wypluwam kawałki kości!
Wracając do opowieści. Nadszedł ten moment pożądania i postanowiłam zaryzykować. Tak się mówi, wiecie. W rzeczywistości całe moje życie to jedno wielkie ryzyko. Pomyślałam o czystych, pasujących do mnie, ubraniach, po czym przy moich stopach pojawił się czarny kostium, na który składał się T-Shirt połączony z długimi, luźnymi spodniami z dwoma kaburami na broń na obydwu nogawkach wraz ze skórzanym paskiem oraz ciemny, długi płaszcz i para mocnych, wiązanych butów. W komplecie była również bielizna. Ubrałam się niespiesznie i wyprostowałam. Wszystko pasowało jak ulał. Poprawiłam nogawki spodni. Kabury były, ale gdzie jakaś broń? Pomyślałam o czarnej Tanfoglio Witness 1911. Przede mną pojawiły się dwa komplety ciemnych jak moje ubranie wiatrówek. Wsadziłam je w należyte miejsce i wyszłam z zaułka.
Rozejrzałam się po ulicy. Nie zauważyłam żadnego człowieka. Dla większej pewności, że nikt nie namierzy mojej broni i nie wyciągnie pochopnych wniosków, przekręciłam kabury na tylną stronę ud i zapięłam górne guziki płaszcza. Szkarłatne włosy związałam w koński ogon kawałkiem nitki, która pruła się u dolnej części ubrania. Tak przygotowana, ponownie wyruszyłam w drogę. Nie było mi łatwo. Przez cały czas musiałam się zatrzymywać i wyrzucać z żołądka coraz to nowsze pokłady żółci. Czekałam tylko, aż w końcu wyrzygam te pieprzone kości i będę mogła w spokoju podążać dalej.
Drogą z bardzo częstymi przystankami opuściłam Mosul i znalazłam się na rozległej pustyni.  Skwar bił z nieba strumieniami, dokładnie tak jak moje wymiociny. Szłam około godziny, kiedy natrafiłam na małe jezioro uwieńczone kilkoma palmami. Zdjęłam płaszcz, przekręciłam kabury i usiadłam pod jedną z nich. Nie miałam siły, pod naporem gorąca pociłam się jak świnia. Było duszno, zbyt słonecznie i żadnego wiatru. Gdybym miała ze sobą zapałkę i wystawiła ją na parę minut na słońce, z pewnością zapaliła by się bez problemu.
W takich chwilach miałam spore zastrzeżenia co do swojego ciała i temperatury, jaką wytrzymuje. Jednak to było za mało, by cokolwiek zmienić. Ja, jak to ja, podchodziłam do tego obojętnie. Upał, nadmierne pocenie się, niewygoda. To tylko fakty. I co z tego? Lepiej pozostawić to tak, jak jest.
Ludzka psychika jest dosyć skomplikowanym systemem. Bardzo często się nad tym zastanawiałam, głównie w takich chwilach jak ta, gdy mój organizm był zbyt wykończony, by normalnie funkcjonować, a mój umysł wciąż skory do analizowania. Psychika... Ktoś przez nią może cierpieć albo ciszyć się życiem, być kimś złym lub dobrym. Od wyboru, od koloru. Dlaczego tak jest, że nic cię nie interesuje, nic do ciebie nie przemawia i nie dociera głębiej? Czy tą obojętność też można jakoś nazwać lub zaliczyć do jednej albo drugiej strony medalu? Czy kiedy kogoś zabiję, odczuję wyrzuty sumienia lub podłą satysfakcję? A może nie zabiję, bo powstrzyma mnie moralność bądź niepotrzebne emocje, które czynią człowieka niezdolnym do takiego czynu? Przeżyłam na tym świecie już dobre długie i żmudne 15 lat. W każdym momencie życia, przy każdym oddechu i wykonanym przeze mnie geście kierowałam się obojętnością. I to nie było tak, że po prostu ją wybrałam. To raczej ona wybrała mnie. Nie potrafię wzbudzić w sobie żadnych emocji, do niczego przywiązać się uczuciowo. Mogę coś lubić, ale tylko ze względu na to, iż jest to przydatne lub w danej chwili mi potrzebne.
Westchnęłam. Jakby to było posiadać jakiekolwiek emocje?
 Zaśmiałam się sztucznie, chcąc sprawdzić czy potrafię się prawdziwie śmiać. Nic z tego. Tak jak sztucznie uśmiech wyglądał na początku, tak samo sztucznie wyglądał na końcu. Cóż, płakać z tego powodu nie będę.
Podniosłam się spod drzewa i wyrzuciłam z kabur oba pistolety. Zbytnio mi ciążyły, a gorąco tylko potęgowało uczucie zmęczenia. Podeszłam do jeziorka i zaczerpnęłam wody. Chłodny strumień momentalnie mnie pobudził. Tego właśnie potrzebowałam, by przywrócić jasność umysłu.
Kiedy zaspokoiłam pragnienie, wdrapałam się na niewielką piaskową wydmę. Stamtąd miałam dobry widok na okolicę. Postanowiłam przeczekać noc w oazie, a z samego rana wyruszyć w dalszą podróż. Starałam się jakoś ukierunkować swój cel wędrówki, gdy nagle zobaczyłam na horyzoncie maleńki czarny punkcik, który zaczął się do mnie zbliżać. Słońce miałam już za sobą, więc prawdopodobnie patrzyłam w stronę wschodu. Zmrużyłam oczy, chcąc lepiej się przyjrzeć tajemniczemu obiektowi. Jakieś dobre 5 kilometrów ode mnie, punkcik zaczął niebezpiecznie rosnąć. Z coraz mniejszej odległości mogłam dostrzec powoli rysujące się cztery ogromne łapy i bliżej nieokreślony tułów wraz z gigantyczną głową. Kiedy postać zbliżyła się do mnie o kolejne parę kilometrów, zaczęłam uciekać. Zapadając się w piasek doskoczyłam do mojej broni i ukryłam się za grubym pniem palmy. Nastąpiła chwila ciszy, a po niej wielki huk. Wychyliłam ostrożnie głowę. To, co ujrzałam, przekraczało wszelkie granice wyobraźni.
Na suchym piachu wylądował bliżej nieokreślony stwór o łbie i łapach lwa, tułowiu kury i ogonie, którym okazał się być gruby pyton. Zaklęłam w myślach. Co to, do cholery, jest?!
Potwór spojrzał w moją stronę, więc cofnęłam głowę. Sprawdziłam magazynki broni- pusto. Jasny gwint! Zapomniałam o nabojach! Schowałam pistolety do kabur i zaczęłam gorączkowo myśleć jak wyjść obronną ręką z tak beznadziejnej sytuacji. Wokoło był sam piasek, gdzie nie gdzie kępki lekko podsuszonej trawy. Nic więcej. Pozostawała jeszcze palma, ale jej rola sprowadzała się tylko do kryjówki. Wstrzymałam oddech, gdy głowa stworzenia pojawiła się tuż przy prawej stronie pniaka. Pociągnął parę razy lwim nosem, po czym głośno ryknął. Wziął zamach jedną z łap i rozgromił nią połowę palmy, za którą się chowałam. Byłam przekonana, że zginę. Co to w ogóle ma być?! To nie żadna bajka, żeby występowały tu takie monstra!
Po raz kolejny tego dnia westchnęłam. Nie ma to jak umrzeć z rąk, a raczej paskudnych łap dziwnego stwora. O niczym innym nie marzyłam!
Potwór ponownie zamierzył się na palmę z zamiarem zmiecenia jej z powierzchni ziemi, kiedy rozległ się ogłuszający wybuch. Monstrum zawyło przeraźliwie. Wychyliłam się w tej samej chwili, gdy stwór opadł bezwładnie na piasek z głuchym łupnięciem. Jego ciało trawił ogień. W oddali, w miejscu, w którym uprzednio sama stałam, zobaczyłam człowieka z bazooką.  Odrzucił broń na bok i skierował się w moją stronę. Podniosłam się z klęczek i rzuciłam do ucieczki. Udało mi się jedynie potknąć o własną nogę i wyłożyć na piasku na jak kłoda. Wiedziałam, że to już niechybny koniec. Za sobą usłyszałam skrzypnięcie. Dokładnie takie, jakie wydają buty na świeżym w czasie zimy.
- Nie ma co, daleko to ty nie uciekłaś- rozległ się głos za mną, a po nim głośny i serdeczny śmiech. Odwróciłam się na plecy. Tuż obok mnie stał roześmiany po pachy nastoletni chłopak. Miał może ze 165 cm wzrostu, czarne, sterczące we wszystkie strony włosy i pełne usta. Ubrany był dosyć nietypowo. Miał na sobie czerwone, obszerne rybaczki, brązową bluzkę z nadrukiem rockowego zespołu Good Charlotte i czarne glany. Jego oczy zakrywały firmowe okulary słoneczne.
- Z czego się tak śmiejesz?- zapytałam prowokacyjnie. - Uciekałam przed tobą.
- Przede mną?- zdziwił się nastolatek. - Przecież nic ci nie zrobiłem.
- Jeszcze- odparłam, podnosząc się niezgrabnie. Otrzepałam ubranie z piasku i poprawiłam kabury. Wyminęłam uważnie obserwującego mnie chłopaka i wróciłam po przysypany piachem płaszcz. Po chwili za mną pojawił się i młodzieniec.
- Uratowałem ci życie- rzekł poważnie. Oczyściłam ubranie i przewiesiłam je sobie przez ramię. Przez krótki moment miałam wrażenie de ja vu, ale szybko zbyłam je teorią niezsynchronizowania półkul mózgowych.
 - A teraz wymagam zapłaty- dodał po chwili przerwy. Zastygłam w bezruchu ze wzrokiem utkwionym we własnych butach. Delikatny podmuch wiatru zasypał ich czubki, tworząc malutkie kopczyki.
- Jakiej zapłaty?- spytałam mocnym głosem. Poruszyłam stopami i obróciłam się twarzą do rozmówcy.
- Jakiej zapłaty oczekujesz, chłopczyku?
Nastolatek momentalnie zrobił się cały czerwony ze złości. Najwidoczniej trafiłam w jego czuły punkt.
- Nie mów tak do mnie, bo inaczej pożałujesz - wysyczał pełen gniewu.  Dłonie zacisnął w pięści. Nie spodobał mi się ten typek. Pozostawało jeszcze pytanie, co robił w takim miejscu i skąd wiedział o potworze. Dlatego postanowiłam dać za wygraną. Opierając się mu, niczego nie zdziałam, a mogę od niego co nieco wyciągnąć.
Milczałam. Czekałam, aż się uspokoi i wyjaśni mi więcej. Faktycznie, po niemal minucie, jego twarz przybrała dawny kolor, a on sam uśmiechnął się do mnie życzliwie.
- Oddaj relikwie- rzekł przesłodzonym tonem, w którym czaiła się groźba. - Tylko dlatego jeszcze żyjesz.

@

Błędy? Przepraszam. Spodobało się? Cieszę się. Jakieś uwagi? Zostaw w komentarzu.

czwartek, 23 sierpnia 2012

Witajcie. Stworzyłam ten blog, by móc wyżyć się poprzez swą wyobraźnię, więc jeśli nie jesteście gotowi na ordynarną i całkowicie pokręconą fabułę opowieści, lepiej nie czytajcie. Dla zachęconych zamieszczam krótkie streszczenie pierwszego rozdziału, który ukaże się niebawem. ;)

W PIERWSZYM ROZDZIALE...

MUZYKA

"Nazywam się Eleonora Syel. Mam 16 lat, mieszkam w Elvv, w środkowej Europie. Nie  chodzę do szkoły, naukę uznaję za rzecz niepotrzebną. Jestem inteligenta,ale nieuczciwa. [...] Sprawy materialne nie mają dla mnie znaczenia. [...] Obojętność jest najlepszą ze wszystkich moich cech. [...]"

 Pewna nietypowa dziewczyna, która nie potrafiła znaleźć swojego miejsca na ziemi...






"W wieku 15 lat uciekłam z domu. [...] Tam, gdzie nogi mnie poniosły. [...] ...zostałam zgwałcona. [...] Wtedy po raz pierwszy w przeciągu kilku lat skorzystałam ze mojej mocy. [...] "

...tajemnicza moc, strach, który nie potrafi opanować swojej ofiary...

"Byłam przekonana, że zginę. [...] Wychyliłam się w tej samej chwili, gdy stwór opadł bezwładnie na piasek z głuchym łupnięciem. [...] ... rzuciłam do ucieczki. [...]"

...i przedziwny chłopiec- wybawca z opresji...

" [...] - Uratowałem ci życie...[...]  A teraz wymagam zapłaty...[...]"

Co z tego wyjdzie? Jakiej zapłaty oczekuje niesamowity chłopiec?
Przekonasz się już w pierwszym rozdziale.